Na miejscu cała Radą byliśmy jeszcze przed południem, mieliśmy zakaz pokazywania się nikomu. Staliśmy za linią drzew tak żeby nikt nie mógł nas zobaczyć. Czekaliśmy. Z każda chwilą denerwowałam się coraz bardziej. W mojej głowie tworzyły się rożne czarne scenariusze, jeden gorszy od drugiego. Wszystko się pogorszyło jak zauważyłam we wnętrzu domu poruszającą się firankę i cień. To znaczy że Nadia nie zdążyła uciec. Zaraz po tym odkryciu przyjechały dwa samochody z jednego wysiadło czterech mężczyzn, a z drugiego kobieta i tyle samo mężczyzn, wśród nich na nasze nieszczęście byli Damian i Karol. Zdziwiło mnie że mój chłopka miał związane ręce a Karol nie.
- Co tu się dzieje? - podszedł do mnie Jan.
- Nie wiem. - odpowiedziałam i przyjrzałam się im jeszcze raz. - Nie znam większości tych ludzi.
- Tych dwóch wysokich, ciemnowłosych mężczyzn i ta dziewczyna to jest rada Aniołów. - Poinformował nas wszystkich Łukasz. - za godnie się noszą żeby było inaczej. Reszta to muszą być ich ochroniarze.
- A ten skuty? - Zapytała stara Demonica, która także do nas podeszła.
- Jego i tego co go pilnujcie zostawcie mnie. - powiedziałam patrząc jej w oczy. Ta skinęła głową dając mi znak że zrozumiała kim on jest.
- Dobrze w takim razie atakujemy. - zarządziła. Wszyscy ruszyli w stronę Aniołów. Od razu podbiegłam do Damiana i Karola.
- Co tu się dzieje? - podszedł do mnie Jan.
- Nie wiem. - odpowiedziałam i przyjrzałam się im jeszcze raz. - Nie znam większości tych ludzi.
- Tych dwóch wysokich, ciemnowłosych mężczyzn i ta dziewczyna to jest rada Aniołów. - Poinformował nas wszystkich Łukasz. - za godnie się noszą żeby było inaczej. Reszta to muszą być ich ochroniarze.
- A ten skuty? - Zapytała stara Demonica, która także do nas podeszła.
- Jego i tego co go pilnujcie zostawcie mnie. - powiedziałam patrząc jej w oczy. Ta skinęła głową dając mi znak że zrozumiała kim on jest.
- Dobrze w takim razie atakujemy. - zarządziła. Wszyscy ruszyli w stronę Aniołów. Od razu podbiegłam do Damiana i Karola.
- O co tu chodzi po co was przywieźli? - spytałam.
- Ja zdradziłem on nie chciał. - powiedział Karol i udał że zadaje mi cios - przywieźli go tu żeby zobaczył jak cię zabijają.
- Damian czyś ty oszalał? - syknęłam w jego stronę.
- Musiałem tu przyjechać i dopilnować żeby nic ci się nie stało.
- I niby jak chcesz to zrobić skuty?! - pchnęłam go tak że ten musiał cofnąć się o krok żeby złapać równowagę. Udowodniłam mu tym że nie da rady mnie obronić. Zwróciłam się do Karola - proszę cię uwolnij go jakoś, żebym nie musiała się martwić.
- To właśnie zamierzałem zrobić, ale nie mam klucza. - powiedział. - Uważaj!
W jednej chwili się obróciłam i powstrzymałam cios który miał mnie powalić. Złapałam jednego ze strażników za rękę i wykręciłam go tak, że upadł na kolana. Sprawdzian jego kieszenie, w jednej z nich znalazłam jakieś klucze które rzuciłam Karolowi. Ten pokazała mi ruchem żebym zabiła tego ochroniarza. Zamiast tego wykonałam cios przez który moja ofiarą straciła przytomność.
- Musisz nauczyć się, że niektórych warto zabić. - powiedział Damian, spojrzałam na niego przez ramię i pokreciłam głową.
- Jak by on był demonem nie zdziwił by mnie twoje słowa. Dążę do pokoju więc staram się nie zabijać.
- Niektórych trzeba zabić. - widziałam w jego oczach nienawiść.
- Tak wiem i zrobimy to. - uśmiechnęłam się chytrze - a później powiemy ze to był wypadek przy pracy.
Nagle na polu bitwy rozległ się krzyk mrożący krew w żyłach. Szybko się zorientowałam, że wydobywa się on z ust Kamili. Jej samej się nic nie stało ale jej matka została zabita. I teraz ona klęczała nad jej ciałem i rozpaczała. Łatwo było rozpoznać kto to zrobił. Anielica stała nad swoją ofiarą za plecami Kamili z uśmiechem napawając się jej bólem. Wiedziałam, że Kamila zaraz podzieli los matki więc ruszyłam biegiem w ich stronę żeby temu zapobiec. Szybkim ruchem zadałam Anielicy cios prosto w klatkę piersiową. Ta zanim opadła zdążyła przejechać swoim sztyletem po moim policzku. Od razu poczułam krew spływająca po nim. Starałam ją i ruszyłam do dalszej walki bo w moją stronę zbliżał się Artur.
- Roksana jak miło cię widzieć - mężczyzna uśmiechnął się obrzydliwe. - podobno jesteś Strażnikiem. To zaszczyt dla mnie, że będę mógł cię zabić.
- Prędzej ja ciebie zabiję. - na dowód moich słów rozcięłam mu skórę na brzuchu.
- To samo mówiła twoja przywódczyni zanim wyzionęła ducha. - słysząc te słowa rozejrzałam się żeby zobaczyć czy to prawda. Okazało się, że tak ciało Demonicy leżało kilkanaście metrów ode mnie. Artur wykorzystał tą chwilę mojej nieuwagi i wbił mi sztylet w prawa ręka przez co moja broń wypadła mi z rąk i stałam się całkowicie bezbronna. Spróbowałam jeszcze jakoś go unieszkodliwić ale moje ciosy lewą ręką były nieporadne zwłaszcza, że ból z prawego ramienia promieniował. Zrobiłam kilka kroków w tył żeby zwiększyć między nami dystans i mieć więcej czasu na wymyślenie lepszego planu niż unikanie ostrza.
- Jakieś ostatnie słowo? - powiedział Artur gdy już nie miałam jak uciec, z braku sił i drzewa za plecami.
- To powinna być moją kwestia - nagle za Arturem pojawił się Łukasz i jednym szybkim ruchem skręcił mu kark. - Roksana wszytko w porządku?
- Nie, słabo mi. - powiedziałam opierając się o przyjaciela.
- Spokojnie oddychaj już po wszystkim.
- Jak to? - byłam tak skupiona na walce, że nie zauważyłam że już nikt nie walczy. Jednak wszyscy którzy przeżyli spoglądali na siebie niepewnie dalej trzymając broń w gotowości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz