poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 31

Obudziły mnie straszne krzyki z dołu. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju starając się nie obudzić brata. Na początku myślałam, że to rodzice się ze sobą kłócą, ale gdy zeszłam na dół usłyszałam trzeci głos. Weszłam do gabinetu ojca bez pukania. Zobaczyłam Łukasza. W wyrazie jego twarzy zobaczyłam troskę, smutek, ból, ale też ulgę.
- Nic ci nie jest. - powiedział oglądając mnie dokładnie. Podciągnęłam nogawkę spodni odsłaniając zabandażowaną łydkę.
- Tylko małe rozcięcie. Damian cię przysłał?
- Trochę się denerwował, ale przyjechałem też po sztylet.
- Nie mam go. On go ma. - powiedziałam i padłam na fotel. Nagle pomyślałam o tym że przecież mógł go upuścić. Wstałam i pobiegłam do pokoju. Miałam racje. Był tam leżał częściowo pod łóżkiem wystawała tylko część głowy smoka na rękojeści. Gdybym go nie szukała nie znalazłabym. Wzięłam sztylet i dumnie wróciłam do gabinetu. Podałam ostrze Łukaszowi który podciągnął bluzkę zobaczyłam na jego umięśnionym brzuchu ranę. Postanowiłam spytać później teraz skupiłam się na tym co robił. Wyjął srebrny prosty niczym nie ozdobiony sztylet z pochwy przypiętej do lewego boku. Podał mi go a na jego miejsce wsadził ten z głową smoka. Nie bardzo wiedziałam co zrobić ze sztyletem który trzymałam w ręce. Chciałam go oddać Łukaszowi ale ten pokręcił głową i skupił wzrok na ojcu.
- Nie wieże że to robię. - powiedział ojciec i wyciągnął z wiecznie zamkniętej szuflady taką samą pochwę jaką miał Łukasz. Rzucił mi ją.
- Piotrze! - mama spojrzała na tatę na ojca. - To chyba nie jest konieczne.
- Mario kochanie za kilka dni jej nie powstrzymamy i wyjedzie. Wolę żeby pojechała przygotowana i umiała sobie radzić. Będę się mniej denerwował.
- Tato czy to znaczy że pozwolisz mi jechać? - spytałam.
- Zrobię wszystko żebyś była bezpieczna. Pozwolę ci jechać ale tylko wtedy gdy będę pewny że umiesz walczyć i się obronić. - powiedział gdy dotarły do mnie te słowa rzuciłam się mu na szyję i mocno przytuliłam. Tata pocałował mnie w czubek głowy i odwzajemnił uścisk.
- Ja się na to nie zgadzam. - mama wyszłam z biura obrażona. Patrzyłam za nią smutna.
- Porozmawiam z nią a ty - tu wskazał Łukasza. - Masz ją nauczyć wszystkiego co umiesz a nawet więcej.
- Niech się pan nie martwi. - powiedział Łukasz z uśmiechem patrząc za wychodzącym tatą. Po chwili przeniósł wzrok na mnie. - Idź się przebrać i jedziemy do mnie.
- Zostajesz?
- Tak muszę tylko zadzwonić i przypilnować żeby się nie pozabijali. - mówiąc to skrzywił się.
- Co się dzieje? Kto się kłóci? - byłam przerażona Damian był osłabiony a nie wiedziałam co planuje przyjaciółka Łukasza.
- Damian i Karol skaczą sobie do gardeł. Sam bym ich wy zabijał gdybym nie musiał się zajmować Karoliną. Teraz moje obowiązki przejmie Nadia. - wytłumaczył i wyciągnął telefon. Ja poszłam na górę się przebrać. Zastanawiałam się też dlaczego bracia się kłócą. Przez ten krótki czas który spędziłam wydawało mi się że Karol jest przejęty zdrowiem brata i się o niego martwi. Postanowiłam teraz o tym nie myśleć tylko spytać Damiana we śnie.
Zeszłam na dół i pojechaliśmy z Łukaszem. Do jego rodziców którzy patrzyli na mnie jak na zło wcielone. Łukasz jakby tego nie zauważał sprowadził mnie do piwnicy i podszedł do drzwi których nie zauważyłam i je otworzył. Przeszliśmy do sali treningowej. Były to ciężarki i różnego rodzaju broń. Na podłodze było rozłożonych kilka mat.
- Nie wiedziałam że masz coś takiego w piwnicy. - powiedziałam rozglądając się.
- Od początku wiedziałem że będę cię bronił w razie inwazji Aniołów musiałem się gdzieś uczyć walczyć. -wytłumaczył podchodząc do ściany na której była różnego rodzaju broń. Wziął z niej dwa patyki i jeden mi rzucił. - zaczniemy od czegoś prostego czyli obrony.
I uczyłam się tak przez całe dnie. Raz walki raz uniku i tak w kółko. Łukasz był ze mnie dumny bo szybo się uczyłam i już kilka razy w walce udało mi się z nim wygrać. Z Damianem rozmawiałam co noc, ale nie rozmawialiśmy o jego kłótniach z Karolem. Spytałam Łukasza o jego ranę na brzuchu.
- Po drodze zaatakowało nas kilka Aniołów ale nic się takiego nie stało nie musisz się martwić.
- Czemu ja się o tom dowiaduje dopiero teraz? Czy wy chcieliście mi o tym powiedzieć? - spytałam zła na niego tak samo jak na Damiana.
- Nie chcieliśmy cię martwić przecież nic się nie stało. - powiedział Łukasz spokojnie.
- Jesteście okropni nie widzicie zagrożenia nawet gdy staje ono wam przed oczami. - i tak skończyła się nasza rozmowa na ten temat.
Jakimś sposobem minął tydzień i jutro stąd wyjeżdżam. Trochę mi smutno bo tu się wychowałam i nie wiem kiedy wrócę ale muszę. Łukasz chciał jechać już w tę noc ale mama się nie zgodziła co znaczyło że coś planuje na jutro. Nie interesowało mnie to za bardzo bo miałam nadzieje że wyjedziemy z samego rana.

***

W końcu udało mi się coś napisać. Może nie jest to co chciałam ale ważne że coś jest. Piszcie w komentarzach czy się wam podoba. :)

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 30

Następnego dnia na śniadaniu wszyscy patrzyli na siebie niepewnie. Taka atmosfera panowała puki do kuchni nie wszedł Łukasz. Oznajmiając nam że możemy jechać. Jego słowa zaraz zwróciły uwagę mamy.
- Roksana gdzie się wybierasz? - spytała.
- Wyjeżdżam. - powiedziałam wstając. Wszystkie Anioły już wyszły, zostałam tylko ja i Łukasz.
- Jak to? Nie możesz jesteś pod moją opieką. - zaczęła panikować. - Łukasz nie możesz jej tak po prostu zabrać.
Spojrzałam na chłopaka błagalnie. Nie mógł mnie tu zostawić.
- Dobrze zostawię ją tu... - opadłam z powrotem na krzesło. - ale wrócę tu za tydzień.
- I myślisz że to coś zmieni? Że wtedy ci pozwolę?
- Nie będziesz miała nic do powiedzenia. - Łukasz dalej był spokojny a ja myślałam że zaraz wybuchnę. - za równy tydzień Roksana skończy 18 lat i już będzie mogła jechać. - po tych słowach wyszedł. Podniosła się szybko i poszłam za nim. Gdy staneliśmy przed jego samochodem płakałam.
- Roksana przepraszam. Zrobiłem co mogłem. W twoje urodziny będę jak najwcześniej mi się uda.
- Dobrze ale to będzie najgorszy tydzień.
- Wiem, przepraszam. - przyciągnął mnie do siebie i pocałował mnie w czoło.
- Co się dzieje? - podszedł do nas Damian z dwiema torbami.
- Nie mogę z wami jechać. - powiedziałam ścierając łzy.
- W takim razie ja też zostaje.
- Nie, jedziesz. - zaczęłam. - Dołączę do was za tydzień. Dobrze?
- A mam jakiś wybór? - pokiwałam przecząco głową. - Wiec dobrze. - pocałował mnie w czubek głowy.
- Kocham cię. - powiedziałam i przytuliłam się do niego.
- Ja ciebie też. - szepnął mi do ucha - Bądź ostrożna proszę.
- Zawsze jestem.
Gdy odjechali wróciłam do domu i usiadłam na kanapie w salonie. To będzie najdłuższy tydzień w moim życiu.
- Pojechali już? - do pokoju wszedł Mati.
- Tak, szczęśliwy?
- Puki tu jesteś tak. - objął mnie. Zrzuciłam jego rękę z jego ze swojego ramienia. Wstałam i zostawiłam go samego. Po drodze do swojego pokoju minęłam się z tatą którego obrzuciłam nienawistnym spojrzeniem. I tak przez cały dnień gdy tylko kogoś mijałam. Byłam na nich wszystkich cholernie zła za to co zrobili. I nie tylko ja byłam na nich zła. Wieczorem do domu wpadli rodzice Łukasza i zaczeli się wydzierać na cały dom wypominając moim rodzicom to że pozwolili Łukaszowi jechać. Zamilkli dopiero gdy moi powiedzieli im kim jestem i dlaczego Łukasz wyjechał. Następnie z góry słyszałam jak jego rodzice obwiniają mnie o to że ich jedyne dziecko jest w niebezpieczeństwie i takie tam. Gdy się znudziłam słuchaniem tego wszystkiego włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam muzykę. Szybko zasnęłam.

Znalazłam się w domu Damiana stałam w miejscu w którym pierwszy raz się pocałowaliśmy. On też tu był siedział na kanapie i uśmiechnął się do mnie.
- Już się stęskniłaś? - spytał gdy usiadłam obok niego.
- Nie umiem tego kontrolować dlatego tu jesteśmy, ale tak stęskniłam się. - oparłam głowę o jego ramię.
- Może i dobrze. Mnie się podobają te odwiedziny.
- Jak tam jest?
- Pięknie i bezpiecznie. Zobaczysz jak przyjedziesz. - pocałował mnie w czoło.
- Jak się czujesz, a Karolina? - wypytywałam.
- Jest dobrze. Podczas drogi trochę się źle czuła, ale teraz jest lepiej.- powiedział i przytulił mnie jeszcze mocniej. - Naprawdę musiałaś zostać?
- Jeszcze nie mam skończonej osiemnastki i moja mama była by gotowa iść na policje i zgłość moje porwanie. 
- Więc będę musiał jeszcze poczekać.
- Damian zaczynasz znikać.
- Budzisz się kochana. - powiedział i pocałował mnie zanim znikł.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam ojca Karoliny. Stał i schylał się nade mną. Otworzyłam usta żeby zacząć krzyczeć ale zdążył mnie uciszyć. Zakrywając je ręką. W drugiej ręce trzymał sztylet. Zdziwiło mnie że go ma bo myślałam że ktoś go wziął i schował, najwyraźniej się myliłam. Zaczęłam się wiercić próbując się odsunąć od niego. Kopnęłam napastnika w rękę w której trzymał sztylet rozcinając sobie nogę. Myślałam że to już koniec (co w ostatnim czasie zdarza mi się często). Uratował mnie mój telefon który zaczął dzwonić.
- Roksana wyłącz to chce spać. - głos mojego brata przebił się przez ściany. Gdy nie usłyszał reakcji znów mnie zawołał. Chyba domyślił się że coś jest nie tak bo wpadł do mojego pokoju. Zobaczył mnie leżącą na łóżku z krwawiącą nogą.
- On tu był. - powiedziałam i usiadłam. Brat podszedł do mnie żeby zobaczyć moją nogę. Gdy ją opatrzył usiadł ona fotelu i oznajmił że zostanie na wszelki wypadek. Postanowił też że powie rodzicom o tym rano bo chce żeby w końcu odpoczęli. Mój telefon znów zaczął dzwonić. Tym razem mogłam go odebrać.
- Wszystko dobrze? - Damian się martwił. - Zaraz jak się obudziłem złapałem ze telefon. Chciałem się dowiedzieć co nam przerwało.
- Uratowałeś mi życie. - powiedziałam szeptem.
- Co się stało?
- Ojciec Karoliny tu był i chciał mnie zabić. - opowiedziałam mu co się działo przez te kilka minut zaraz po obudzeniu.
- Wracam tam. Nie pozwolę żeby on ci coś zrobił.
- Nie! - powiedziałam i się rozłączyłam. Nie chciałam żebyśmy zaczęli się kłócić nie mam na to ani sił ani chęci. Jedyne co chciałam to zasnąć i się wyspać. Niestety to nie było dane, przez całą noc miałam koszmary.

****

No i jest kolejny rozdział. Mam nadzieje że się wam podoba, jeżeli tak to proszę o komentarze (jeśli wam się nie podoba to też skomentujcie i powiedzcie co się wam nie podoba).

Chciałam wam jeszcze złożyć życzenia na święta.
Życzę wam smacznego jajka, mokrego śmigusa dyngusa. 
I dużo żółciutkich kurczaczków. :)